0
Tom Stedd 18 grudnia 2017 22:48
Chcecie mieć kiepskie wrażenia z Pragi? Jedźcie tam w okresie przedświątecznym. Mimo, że ponad 80% Czechów to ateiści, to nie przeszkadza im to organizować jarmarków świątecznych, na które zjeżdżają – zaryzykuję takie stwierdzenie – dziesiątki tysięcy turystów z całego świata. My w Pradze spędziliśmy okres między 14, a 17 grudnia i niestety zmierzyliśmy się z dzikim tłumem turystów. A może tutaj jest tak zawsze?

Na pobyt w Pradze nie mieliśmy sprecyzowanych planów, liczyliśmy na łut szczęścia i znalezienie fajnych atrakcji już na miejscu. Udaliśmy się dlatego na początek na piątkowy free tour i tutaj zapaliło się pierwsze światełko ostrzegawcze – plac Starego Miasta był zapełniony turystami już przed południem. Jednocześnie startowały chyba ze cztery wycieczki piesze, a każda liczyła ponad 30 osób. Dodatkowo co krok zaczepiali turystów różnego rodzaju naganiacze na wycieczki po mieście, za miasto, łodzią, statkiem, samochodami, autobusami itp.



Na placu rozstawionych było kilkadziesiąt różnego rodzaju budek handlowych i straganów. Ceny? Dla przykładu jeden smażony kasztan kosztował w przeliczeniu ponad 3 zł, zdjęcie z misiem 4 euro, ale dla dużej części turystów ceny nie były zaporowe i chętnie korzystali z atrakcji i smakołyków. Do tego należy dodać grajków, artystów ulicznych, różnego typu przebierańców i żywą szopkę. Niektóre zwierzęta z przejedzenia już się nie ruszały.







Kumulacja turystów nastąpiła w sobotnie popołudnie i wieczór – było ich tylu, że trudno było przedostać się na plac, ponieważ małe korki robiły się już przy wejściach. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że plac wyglądał bardzo świątecznie, wręcz bajkowo i nawet melodyjki świąteczne, tak denerwujące w centrach handlowych, tutaj brzmiały bardzo przyjemnie. Dało się poczuć klimat świąt.



















Przed tłumem uciekliśmy na drugą stronę rzeki i podeszliśmy pod górę Petrin, a właściwie punkt widokowy, który wzorowany jest ponoć na wieży Eiffla. Na górę można wejść lub wjechać kolejką (obowiązuje zwykły bilet miejski), ale wejście na wieżę jest dodatkowo płatne. Z Petrinu rozciągał się widok na sporą część Pragi i jej okolice. Widać było również, jak często nad miastem przelatywały samoloty dowożące lub odwożące turystów.











W drodze do metra znów natknęliśmy się na tłumy. Turyści, wszędzie turyści! Most Karola zalany ludźmi, drogi główne zalane ludźmi. Na zdjęciach wygląda tak, jakby było pusto, ale naprawdę warto uwierzyć mi na słowo.







Jak wiadomo, Czechy to stolica piwa, więc wcześniej, czy później musieliśmy trafić do fajnego lokalu. Kolega chciał popróbować piw lokalnych i kraftowych, dlatego spytaliśmy wujka Google o poradę i wybór padł o nieco oddalony od centrum bar pod prostą nazwą „Nu beer bar”. Z nalewaka dostępnych były 22 gatunki piwa, dodatkowo mnóstwo butelkowych. Dla smakoszy podaję menu. Tak, wiem, to reklama, ale smak piwa w pełni ją uzasadnia.



Podczas free touru dowiedzieliśmy się o dwóch miejscach wartych odwiedzenia leżących kilkadziesiąt kilometrów od Pragi. Były to Terezin (obóz przejściowy z okresu II wojny światowej) i Kutna Hora. Zdecydowaliśmy się na to drugie miejsce i był to strzał w dziesiątkę, ponieważ nigdy wcześniej nie widzieliśmy takiego miejsca i nie podejrzewaliśmy, że może istnieć.

Zamiast płacić sporo ponad 100 zł za zorganizowaną wycieczkę, udaliśmy się do Kutnej Hory pociągiem. Nadal potrzymam was w niepewności, co było naszym głównym celem zwiedzania pisząc, że zabytki Kutnej Hory zostały wpisane na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. W miejscowości można znaleźć około dziesięciu miejsc wartych odwiedzenia, np. kościół św. Barbary, Kamienny Dom, Kamienna Studnia, kościół św. Jakuba, muzeum srebra i Włoski Dwór. My nie dotarliśmy do żadnego z nich, gdyż skupiliśmy się na dwóch atrakcjach, z których jedna zdecydowanie „przyćmiewała” drugą.

Tym samym doszliśmy do „truskawki na torcie”: celem naszej podróży do Kutnej Hory były Kostnice Sedlec, czyli Kaplica Czaszek w kościele cmentarnym Wszystkich Świętych. Sama nazwa brzmi strasznie, prawda? Jak z horroru. I dokładnie tak wygląda w środku. Zdecydowanie nie dla ludzi o słabych nerwach.
Kościół z zewnątrz prezentuje się normalnie. Otoczony jest przez nieduży współczesny cmentarz. To, co najbardziej tajemnicze, znajduje się w jego wnętrzu, a właściwie podziemiach.



W XV wieku przeniesiono do podziemnej kaplicy szczątki 60.000 (!) ludzi, którzy zmarli w trakcie epidemii dżumy i w czasie wojen religijnych. Z części kości ułożono różne wzory, a reszta jest umieszczona za kratami. Zaczynamy jazdę bez trzymanki…





































































Uff, koniec kości (prawie). Niedaleko od kościoła z Kaplicą Czaszek znajduje się drugi ciekawy obiekt sakralny – kościół klasztorny Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i św. Jana Chrzciciela. Podobno jest to pierwsza katedra wybudowana w Czechach, a jej początki sięgają XIV wieku. Kościół jest duży, warty obejrzenia, a w jego centralnym miejscu znajdują się relikwie dwóch świętych: Wincenta i Feliksa.

















Po powrocie na dworzec praski udaliśmy się na peron pierwszy. Wiedzieliśmy, że znajduje się na nim rzeźba-memoriał upamiętniająca Nicholasa Wintona, który przyczynił się do uratowania 669 dzieci w czasie wojny oraz upamiętniająca 15131 dzieci zamordowanych w obozach koncentracyjnych.

Praga czeka na prawdziwe odkrycie przez nas, bo ten wyjazd w okresie przedświątecznym nie był w pełni udany. Trzeba do niej wrócić wtedy, gdy turystów będzie mniej. Czyli kiedy …?

Polecam zajrzeć na blog http://radosc-zycia-plus.pl . Spojrzenie na świat i podróże kobiecym okiem.

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

katewisienka 19 grudnia 2017 10:16 Odpowiedz
Chcecie mieć kiepskie wrażenia z Pragi? Jedźcie tam w okresie po-świątecznym :) Wpadliśmy kiedyś na pomysł wykorzystania wolnego między Nowym Rokiem a 6 Królami: wyskok do Pragi. Myśleliśmy, że po świątecznych jarmarkach i sylwestrowym szaleństwie Praga zaczerpnie oddech. Nic bardziej mylnego. Po naszych świętach nadchodzą święta prawosławne i cała zabawa zaczyna się od nowa. PS. Poratowaliśmy się Kutną Horą, która z całego wypadu podobała nam się najbardziej.